sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 4

- Chcę iść. - powiedziałam przypominając sobie coś.
- Ee co? - zapytał zdezorientowany Niall.
- Chcę iść. - odparłam z powagą.
Z oczów poleciały mi łzy. Szybko wstałam i ze spuszczoną głową kierowałam się do wyjścia. Jak mogłam zapomnieć?! No jak?!
- Ross! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą tupanie Zayna. - Co jest? Mają cięteraz za wariatkę.
- Nie twoja sprawa. - syknęłam. Niestety. Dzisiaj był ten dzień. Ten, w którym wylewały się tony łez. Ten, który był najgorszym dniem w roku. Ten, który przypomina wszystkie morderstwa. Ten ból. Ten smutek. Tylko moje łzy. Rocznica śmierci moich rodziców. No ale by jej nie było gdyby nie ja! Nie siedziałabym u tego Skunksa i nie była szczęś.. Co ja gadam?!  To wszystko moja wina. Nie powinnam się urodzić. Chyba, że wcisnę kit, że to był ktoś inny. To się nie uda. Co ja zrobię ze swoim życiem?! Dowiedzą się, to mnie wywalą z domu Zayna. Chyba, że wyjadę do Japonii i zmienię imię i nazwisko. Ale nie! Ja się pomyliłam. To nie mogłam być ja. Prawda? Załóżmy że wtedy nie żyłam. To wina Zayna. Rozpaczanie, obwinianie siebie, zwalanie na kogoś innego, martwienie się, planowanie, i znowu zwalanie na kogoś innego.Taki jest twój plan działania kiedy coś zepsujesz. Henry, a co jak masz rację?
Rozejrzałam się wokół siebie. Koło mnie stała Zaynina. Szłam ciemnym korytarzem rozświetlanym przez mój blask. Haha! Szczerze, to naprawdę było ciemno.
- Zayn, chodź już.
- Ale co się stało?
- Coś. Chce wracać. Chłopaki pojadą taksówką. Okej? - wychrypiałam. Naprawdę, ciężko było mi przełknąć mi tą gulę w gardle. Zayn zaesemesował do każdego z chłopaków. Wsiedliśmy do białgo Range Rovera. Chłopak odpalił silnik. 
- I tak się dowiem. - mruknął. 
Podróż minęła mi na rozmyślaniu i tamowaniu łez. Gdy będę w domu od razu udam się na cmentarz. 
Była zima, zupełnie ciemno już o siedemnastej. Małe płatki śniegu spokojnie układały się na powierzchni lodu. Po ulicach chodzili zabiegani ludzie. Zbliżały się święta, tak jak i moje osiemnaste urodziny. Rodziny, roześmiane dzieci. Dzieci posiadające rodziców. Zapewne siedziałabym teraz w domu, śmiała się z rodzicami. Przygotowalibyśmy się do Bożego Narodzenia. Tata przebrałby się za Świętego Mikołaja. Tak by było gdybym tego nie schrzaniła. 
- Jesteśmy. - usłyszałam głos Zayna. 
Wysiadłam z samochodu. Nawet nie zajrzałam do domu, tylko od razu poszłam na cmentarz. 
Oczami Zayn'a
Co się z nią dzieje? Nic nie powiedziała tylko ruszyła w nieznanym mi kierunku. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do budynku. Po chwili pomyślałem, że muszę dowiedzieć się co z Rosalie. W poszukiwaniu wskazówek skierowałem się do jej pokoju. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to był zeszyt. Bardziej notatnik, ale mniejsza z tym. Z wrodzonej ciekawości zajrzałem. Dzisiaj miała być... Rocznica śmierci jej rozdziców? I ja o tym nie wiedziałem?! Fajny z ciebie przyjaciel, Zayn nie ma co. Nerwowo spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.
Ze zdwojoną prędkością pędziłem na cmentarz. W tej części miasta nie było wielu latarni. W powietrzu unosiła się gęsta mgła. 
Zdyszany dotarłem na cmentarz. Wśród zaniedbanych grobów widniała tylko jedna postać - Rose. Cicho podszedłem do dziewczyny. Ten grób był wspaniały - różnokolorowe znicze poustawiane, ogólnie zamieciony. Usiadłem na ławce i spojrzałem na Rosalie. Gwałtownie odwróciła głowę, a w jej oczach widać było łzy. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ona (agresywny, wredny, ze wszystkiego miejący beke) może płakać?
- Ross, czemu wylewasz tyle łez? Ludzie odchodzą i przychodzą. - położyłem moją dłoń na jej kolanie.
- Tylko że to ja zabiłam moich! - wydarła się dziewczyna.
- Nie możesz tego dusić w sobie. - uśmiechnąłem się niepwnie. - Powiedz mi.
Przełknęła gulę w gardle i zaczęła mówić.
- To było około jedenastu lat temu. Chodziłam do szkoły jak każde dziecko. Dokładnie pamiętam te dni. Zadawałam się ze starszymi odemnie chłopakami. Nie lubiłam dziewczyn, były sztuczne. - wyjąkała - Akurat wracałam ze szkoły. Podszedł do mnie Eliot, największa tępa świnia. Do dzisiaj go nienawidzę. Wracając, szłam z mamą. Chłopak miał przy sobie pistilet, nie miałam pojęci czemu. Powiedział coś w stylu "będziesz cierpięć tak jak ja" i strzelił. Przygotowałam się na śmierć, jednak ta dotknęła moją mamę. Uklękłam przy niej i z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Drżącymi rączkami zadzwoniłam po karetkę. Mama leżała w szpitalu tydzień. Nie jadłam, nie piłam. W końcu z tatą dowiedzieliśmy się że zmarła na miejscu. W tamtym czasie byłam wrakiem człowieka. Następnie przyszedł czas na tatę. Tydzień później, w Breaford, rozlegały się nielegalne wyścigi. Zarzekłam się, że wezmę w nich udział. Chociaż miałam tylko siedem lat, udało mi się niezauważenie wystartować. Komedia, nie? Tymczasem tata wracał z pracy. Od razu pognał na tor rozpoznając moją sylwetkę. Posłusznie się zatrzymałam, ale wiesz co? Eliot nie. Też brał udział w tym wyścigu. A ja gówno wiedziałam. Potrącił go i... - jej głos się załamał - zabił. To wszystko przeze mnie! Gdybym była normalna, zadawała się z normalnymi dziewczynkami, do tego by nie doszło! - wybuchnęła płaczem. Nic nie mówiąc przytuliłem ją. 
Nawet nie spostrzegłem że zaczął padać deszcz.
- Trafiłam do domu dziecka. Nikt nie chciał mnie zaadoptować. Co rok, zaczynałam być coraz bardziej bezuczuciowa. Zupełnie nie wrażliwa. Z każdym dniem moja nienawiść rosła. Przysięgłam, że znajdę Eliota i go zabiję. Wymknęłam się z domu dziecka. Oczywiście, miałam broń. Spacerowałam uliczkami Londynu. Wtedy zobaczyłam twarz. Tą twarz. Jego twarz. Niewiele myśląc wystrzeliłam. Wiesz co? Okazało się że nie był to Eliot, tylko jego brat. Nie wiedział gdzie jest. Wtedy, poszłam do poprawczaka. Okazało się, że od dawna byłam poszukiwana. Najgorsze że nie ma tam miejsca na orginalność. Posiedziałam osiem lat, i przyszedłeś ty.
Zakończyła swoją opowieść wtulona we mnie. 
- To pierwszy i ostatni raz kiedy się do ciebie przytulam,grubasie. - powiedziała.
- Jeszcze zobaczymy - zaśmiałem się. Wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę domu. A jednak to, co tam zastałem bardzo mnie zszokowało. 
------------------------------------------------
Jak zwykle krótki i beznadziejny :) Za błędy przepraszam :3 Taki lekko... smutny xD Ale taki mam humor więc  co poradzić? 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
PS Dziękuję za 270 wyświetleń :D
Alex




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz